Dzwon Wiatru
Dopłynąć! Jak pod kirem, do przystani
w krwistoczerwonym blasku słońca
w trzepoczących rzęsach snu
uwierzyć w myśl bez końca
co się w słowach zaklina na Boga
i bez rąk chce rozdawać chleb
a daje ducha
Czarną kreską w białe płótno!
Na amen! Na Boga! Na śmierć!
Aż się wredne w skutkach skutki
poczęstują sierpem noc i dzień zawiodą
w powijaki mitów prażyczliwych
gdzie gęsiego idą żywi
ewolucji krokiem wolnym
wprost przed siebie
Czarnym dziobem kruk mnie ukłuł
myśl nadętą w białe płótno
wypełniła krew pomruków
bólu ogłuszonych dzwonów wiatru
W sylabach zmieszanych z czasem
historia stoczyła się kołem
na przełaj, na skróty, bez drogi
Wbijam szpadę w szatę po rękojeść
i dobranoc, dobranoc, już dosyć!