ZNICZE
Przyszłam do ciebie dzisiaj
popołudniu
Przyniosłam ci ogień
uwięziony w szklanej bańce
choć tak dobrze zabezpieczony przed wiatrem
ma tylko kilka minut
życia
do wieczora upadnie
przyniosłam ci złotego kanarka
w srebrnej kuli
który nie powinien przestać trzepotać skrzydełkami
kołysać się nad ziemią
gdy przystanie – jej woskowe wargi
ucałują go śmiertelnie
przyniosłam ci złotego konika
hasającego w skrzynce
ptaszka
którego błyszczący kręgosłup
pęka
na moich oczach
tancerza który plącze kroki
i zaraz wyrżnie się boleśnie
rycerza w złotej zbroi machającego szabelką
odwrócę się – a on spadnie z wierzchowca
Przyniosłam ci ogień
po nic ci taki bezradny ogień
po nic ci ja
kolejna ziemska ułomność