Październikowy
potykając się o płaskorzeźby na kamienicach.
Gargulce srożą swe twarze zaklęte w kamień,
tysiąc grymasów na setce twarzy.
Na katarynce gra ktoś,
w którejś z niezliczonych uliczek – pajęczynie,
w której centrum siedzi stary już,
lecz nadal zdolny do łowów pająk,
kościół o strzelistych wieżach
i maleńkich oczach z witraży,
które śledzą gołębie i ludzi.
Szalona kobieta, a może jedynie pijana,
całuje wargi zaśniedziałego pomnika.
Moment ten pełen symbolizmu,
wydaje się próbować coś przekazać,
lecz oczy me ślepe na jego znaczenie.
Czy miłość już dawno zamarła w metalu?
Czy nie ma jej wcale, prócz strzępów?
Hejnał ogłasza kolejny obrót klepsydry.