Sroka i Lis - nie dobranocki
ułożone w kształty
obiecujące sekrety.
Obserwuję paciorkowatym okiem świat,
w poszukiwaniu samej siebie.
Nie uda mi się,
jako, że nazwano mnie,
odbierając mi prawo do samej siebie,
gdy złapano mnie i ubrano obrączkę.
Jestem Sroką zakochaną w Lisie.
On nie ma imienia.
Jest całkowicie wolny,
pozbawiony trosk,
gdy przemierza poszycie
niosąc na barkach własne sekrety.
Nie wie o mnie,
nigdy nie pozwoliłam mu się dojrzeć.
Przelatuję z gałęzi na gałąź,
zaczarowana jego wdziękiem,
a kiedy zapada zmrok,
zasypiam na drzewie nad jego norą.
Raz zatrzymał się w połowie kłusu i usiadł,
otoczony zielenią mchu
i czerwienią kapeluszy muchomorów.
Wtedy nadałam mu imię,
imię które go przywiązało do mnie
bez jego wiedzy.
Nadchodzi w końcu zima.
Wśród monochromatu przemyka oranż.
To mój kochanek,
w wiecznie nieodwzajemnionej miłości.
Lis o bystrym spojrzeniu i lekkim kroku
przyodziany w zdobne zimą futro
Śnieg lekko zapada się pod jego susami,
cicho chrzęszcząc, ale nie zakłóca biegu.
Śledzę go wzrokiem,
póki nie zniknie w oddali.
"Uważaj" mówi kot
o burym futrze i złotych oczach,
który nigdy nie był moim przyjacielem.
"Tam nie ma miejsca na miłość".
Zostaje zignorowany.
Lis siada pod moim drzewem,
czasem by odpocząć.
Żywię się resztkami po jego posiłkach,
gdy nie udaje mi się nic znaleźć.
Z czasem zaczyna zostawiać coraz lepsze kąski.
Dłużej przesiaduje pod drzewem
drzemiąc lub przygładzając futro.
Pewnego dnia czeka na mnie
ze zwierzyną zbyt małą, by mogła go nasycić.
Unosi głowę, patrząc prosto na mnie.
"Czy raczysz spojrzeć
łaskawym okiem
na mnie, nędznego sługę
oraz na dar, który przyniosłem?"
"Cóż za dar?"
"Dar serca, dar miłości,
dar pragnień duszy"
Słodkie słowa kuszą i zaczarowują.
Gdy składam skrzydła,
Lis skręca mi kark i mnie pożera.