wiersz (2)
miałem jedną noc
o którą roztrzaskałem głowę
szedłem ulicą
wśród kwiatów neonów
żarły mnie te bukiety
wyżarły
mi mózg
i oczy
jaskrawością ostrzy
trafiających precyzyjnie w nagość
szedłem ulicą
pod wzniesieniami okaleczonych mieszkań
rozbite szkło, szklane motyle fruwające
w powietrzu
rozsupłane okna
jak wybite zęby
bezbronne twarze porastają parapety
liczę samobójców
którzy padają mi pod nogi
przestaję liczyć
za dużo wypiłem
żeby być matematykiem
idę ulicą
witryny sklepów uśmiechają się
ale ja nie mam odpowiedniej mimiki
na rewanż
zresztą, one i tak są zamknięte
o tej porze wszystko jest zamknięte
a co wydaje się żywe
jest plakietką
doklejoną na przeczekanie
martwej pory
mam tą jedną noc
nie wyjdę z niej
mam jeden ruch, teraz
powinienem skoczyć
mnie nie pisze się więcej dni
nie daje mi się drugiej nocy
mój czas jest ograniczony
powinienem skoczyć
teraz
bo gdy zejdę z tego mostu
trudniej mi będzie
odeprzeć dzień
muszę skoczyć
w uśmiech czarnej Odry
schizofreniczny spazm
żeby pozostać żywym
muszę w niego wejść
teraz
póki słońce drzemie
złoty budda
któremu za chwilę
cały świat
odda pokłon
miałem jedną noc
mój autor podpisał się pode mną
nie mogłem go zdradzić
i przejść na drugą stronę
musiałem
rzucić się z tego mostu
ostatnim wersem