Eremita
z kapturem na głowie
wędruje pustelnik
życiem nienasycony
wypuszcza bocznym wyjściem
zwoje czarnych myśli
wyjmuje kamyk z rzeki
obraca kilka razy w dłoni
zamienia bezkresną pustynię
w bujny leśny świat
słucha z zapałem
sekretnych szeptów drzew
zatraca się
w podniosłej melodii
rozśpiewanych ptaków
spróchniałą gałęzią
rysuje uśmiech
na przydrożnym głazie
z płatków liści
tka gęsty wieniec nadziei
z rozkoszą degustuje miód
od zaprzyjaźnionych pszczół
całuje deszcz
ciepłymi ustami
karmi się cichym
pulsem ziemi
w swojej modlitwie
dziękuje sercu, że
znalazł niebo
kilkadziesiąt pięter w dół
od sędziwego słońca