Wieczór
Nie znajdziesz gwiazd ni sierpa srebrnego
Górują nad głowami lampy gorejące
We mgle okalającej człeka krnąbrnego
Tętent kopyt na śliskich kocich łbach
Stukot kół stykających się z kamieniami
Uprzedzają o spotkaniu stary gmach
Swoimi kakofonicznymi śpiewami
W karocy zaś zasiada nieznany stwór
O oczach błękitnych i włosach słomianych
Odziany w wielkie futro niby zacny król
Z umysłem fantazji niezbadanych
A w wielkim domu czeka nań stworzyciel
Dobre serce go odznacza i biała broda
O dziedzicznym wzroku marzyciel
Uczuć kolorowych wdzięczna oda
Chłodna otchłań w której żyją
Jest krucha jakby śnieżna kula
A żadne już ich szkła nie skryją
Odkąd odeszła w zaświaty matula
Jednak czekają oni na wiosnę
Na kwiaty delikatnie się pnące
Aby powróciły uczucia radosne
Muszą odejść smutki konające