Piękno
Ona była jak słońce
Gdy na niego spojrzała, policzki miała gorące.
On był jak księżyc.
Łączył ich nieba błękit.
Gdy on przychodził ukradkiem.
Jej już nie było.
Gdy ona nad ranem rozpromieniona go wypatrywała.
On znikał kawałek po kawałku.
Skrawek po skrawku.
Aż kiedyś się zdarzył taki jeden moment
Że się spotkali przed słońca zachodem.
Wszyscy patrzyli z oddali
jak się za ręce trzymali
A przy tym pięknie wyglądali.
Był to moment równie piękny co krótki
W pamięci naszej zostanie obrazek malutki.
O tym jak piękno jest nietrwałe i kruche
I że znika w oddali jak szkło gdy się je tłucze.