Pan Moreli
W krainie dżemu
Żyła powstańcza marmolada
Co nie tyle ro co gada
A przewodził nimi pan Moreli
Czasem z piedestału czasem z celi
A miał on wąsy morelowe
Oraz pończochy karmelowe
Nie lubił on podatków
Ni na biednych datków
Wolał piwo cukrowe
Cygara lukrecjowe
Jego zaś nie lubiła królowa
I jej postura marcepanowa
Gdyż każdy werdykt jej mości
Porównywał do przykrości
Nożem w plecy zadanej
Nietajemnej i taniej
A czy trzeźwy czy pijany
Był przez chłopów uwielbiany
Aż nie była to pomyłka
Gdy pękła królewska żyłka
Że wydała werdykt ostateczny
Dla pana Moreli niebezpieczny
Już tak cukierkowo nie było
A ziemię dżemową naznaczyło
Ten kto dekrety krytykuje
Niechaj już kamień nagrobny kuje
Więc zamiast w złowieszcze słowa
W czyny odeszła sacharoza marmoladowa
Przebierali oni świnie czekoladowe
W suknie i peruki cukro-pudrowe
I chadzali z nimi jakoby psami
To pomiędzy chłopy to pomiędzy damami
A pan Moreli największą miał świnie
Z napisem "Dla królowej jedynie
Najpiękniejsze ciuszki
I z podłogi okruszki"
Mości panna szybko się dowiedziała
Jak marmolada się z niej wyśmiewała
Szybko posłała swe marionetki
By wybić ich do ostatniej skarpetki
Zaś pan Moreli wzniecił powstanie
Znane dziś jako morelobranie
Każdy czy to stary czy młody
Bawił się z służbami w podchody
Aż przyszedł bój pod galaretkami
I zdrada pomiędzy marmoladami
Główny lizus pana Moreli
Nieczcigodny Czekoled Milkeli
Po z przywódcą bójką pijańską
Odszedł w niełaskę morelańską
I jak to z złośnikami bywa
Już żadnych tajemnic nie ukrywa
Szybko więc odnaleźli powstańczyka
Co w karmelowych pończochach umyka
Zastali go w czasie libacji
W pełni braku gracji
Dopiero rano obudziwszy się z kacem
Ujrzał że znajduję się pod pałacem
Lecz przez głowę nie przeszło mu się martwienie
O jakiekolwiek niebiańskie zbawienie
Nie gdy miał szpiega pomiędzy marionetkami
Zacnego Pirenikowa Dżemomidami
Który szybko wyjął klucze landrynkowe
Takie zielone ostro miętowe
Lecz trudna nastała sprawa
Tam na górze trwała zabawa
Bal maskowy królewskiej mości
Z dużą ilością pijanych gości
Ale już ma plan drogi pan Moreli
Aby go za marmolandczyka nie wzięli
Zgolił brodę zostawił wąsiska
Założy maskę oranżadą się opryska
Włoży frak od Piernikowa
I przykrywka już gotowa
Tylko trzeba wyjść pomiędzy wrony
Lubo krakać do królewskiej głowy
Lecz kiedy tylko pierwszy krok postawił
Nie kto inny się przed nim stawił
Jak generał Marcepani
Który tylko innych gani
Jednak o wtóre dżemowe zdziwienia
Na widok pana Moreli oniemiał z zachwycenia
Jednak najdziwniej się zrobiło
Gdy ciało jej mości przybyło
I ona zawsze tak pewna siebie
Mówi "Ja skądś znam ciebie"
Pan Moreli słysząc te słowa ciekawości
Zrazu dostaje od stresu mdłości
Lecz ona dalej swe przemyślenia snuje
"Przypomina mi pan kogoś kto ciągle coś knuje
Tego tam jak on miał ten no Pan Moreli
Taki ot cielak co leży gdzieś w celi"
I zamiast mdłości
Nastały złości
"Wybacz o pani lecz czy on nie ma wartości
Sam jeden słyszałem że złamał on do ostatniej kości
Nie setki lecz tysiące żołnierzy
Że nikt już nie wątpi lecz wieży
W jego nieopisane siły i cuda nie czyny
Bez zwątpienia krztyny"
Kpiącą wnet patrzy na niego królowa
"A panu strzeliła soda marmoladowa
Że takie rzeczy mi tu prawi
Lepiej uważaj bo nikt cię nie zbawi
Gdy przed sądem siądziesz osamotniony
Nagi i wszędzie ogolony"
Łyknęła wtedy ona kieliszek szampana
Odwraca się "Do widzenie proszę pana"
I odchodzi pomiędzy gości
Bez krztyny przyzwoitości