Jagna
lgnącą do dłoni
pamiętasz jak plotłeś moje włosy
w cienkie kłosy
utykająca zielone źdźbła i powoje
tam gdzie z rozchełstanej halki
wystawały sutki
czym że ci zawiniłam kochany
że plwasz na mnie i ganisz
jak psa bezpańskiego kopniakiem przeganiasz
nie zasłonisz już więcej sukmaną
przed wścibskim wzrokiem plebana
tak niedawno jeszcze nawijałam na palce
kordonki babiego lata
rozmiękczałam na popodniebieniu zielone pędy traw
by później język w język spleść nasze losy
w głośnym pożądaniu
dziś gnój oślepił twarz
smrodem omiótł wynędzniałą sławę
gruda po grudzie spada na głowę
złe słowo
w strzępy porwane zapewnienia
że kochasz i wszystko co twoje jest moim