Błagania pożartego - H.H przypadki XVI
jakże często upadaliśmy.
Jako dzieci,
wciąż przytłoczone pięknem świata,
próbując naśladować dorosłych,
którzy stąpali nieulękle,
prąc przed siebie.
Upadliśmy, gdy ojca
zabrała sprawiedliwa ręka śmierci.
Tak przynajmniej ty ją nazwałeś.
Zawsze odczuwałeś do niego nienawiść.
Zresztą ze wzajemnością.
Byłeś młodszy,
matka cię rozpieszczała,
a on rugał.
Upadliśmy, gdy odkryłem,
że wolę mężczyzn,
a ty mnie ukryłeś,
bym uniknął kary.
Upadliśmy, gdy napadnięto
i przemieniono mnie.
Ugryzłem cię wtedy,
zwijając się z głodu,
nie poznając cię.
Kiedy próbowałeś walczyć,
(Zawsze opierałeś się wszystkim,
była to twoja największa zaleta
i wada)
poharatałem twoją piękną,
niewinną twarz.
Gdyby matka dowiedziała się,
że tym dzikim psem byłem ja,
wstałaby z grobu,
by mnie zabić.
Upadliśmy, gdy wróciłeś
któregoś dnia,
brocząc krwią,
bełkocząc, że również zostałeś przeklęty.
Twoje czerwone oczy wypełniały łzy.
Zaiste klątwa musiała
spoczywać na naszej rodzinie.
Upadłeś w końcu,
pod nogi swych oprawców,
a ja musiałem patrzeć na ciebie,
niczym na ptaka ze złamanym skrzydłem.
Moje serce zatrzepotało,
jak w klatce
i piekło nieukojonego bólu
wypełniło moje jestestwo.
Wniosłem się, gdy przeszukałem
każdy skrawek piekła,
zwanego ziemią,
by znaleźć wśród ksiąg
o czarnych stronach lek na śmierć.
Bracie mój,
przysięgam ci,
że nikt cię już nie skrzywdzi.
Twój
N