Łatwo tak
Niczym wypędzony duch nie straszysz na korytarzu,
Już nikt nie pije na kanapie, nie strzela z procy
Do puszek, nikt nie przesiaduje na cmentarzu,
Nie piecze chleba, nie kupuje niespodzianek rankami,
Nie ma już komu opowieści snuć, oglądać filmy do późna,
Nikt nie wstaje do pracy, nie szykuje kolacji z kanapkami,
Nie ma południowych rytuałów, odstawione na bok gusła,
Przycinania przed lustrem, nikt nie pije herbaty z miodem,
Butelek nie wyrzuca, podłogi nie zmywa w pocie czoła,
Nikt już słów nie używa, nie szturcha biodrem
Gdy przechodzi tuż obok, nikt już na obiad nie woła.
Przez uchylone okno ulotniłeś się z końcem życia,
Nic po Tobie nie zostało, żadne medale za podbijanie kosmosu,
Żadne opowieści skrywające sekrety Twojego picia,
Nie ma wiadomości, notesów ochrypiałego głosu,
Uciekłeś nieświadomie w ramiona cierpkiej historii,
Nie zdążyłeś powiedzieć jak było między Wami,
Jak uczy się rzucać piłką, trzymać mocno silnej woli,
Nie zostawiłeś nic poza kilkoma wspomnieniami
Które odbijają się echem od paru oczu i jednej duszy.
I w tej pustce rozmarzonej dziecięcymi robotami
Tkwimy tacy mali, świadomi dnia, który nagle stał się krótszy,
Senny niczym mgła pokryta kolejowymi torami.
Przez uchylone okna, drzwi i dachy, przez lata nieskrywanej złości, przez senne majaki porannych marzeń, dolegliwości związanych z czyimś brakiem, przez zimne czarne rzeki niekończących się wspomnień, przez pustki w dużym świecie niewypełnione, przez wrzaski na korytarzach, przez roboty, astronautów, bohaterów w głowie ośmiolatków, ulotniłeś się, niespodziewanie spodziewanym sposobem.
Łatwo się nienawidziło, chociaż teraz tak,
Jakoś nawet mi żal.