świtezianka
ciągle rodzę się od nowa
niczym wenus z morskiej piany
by co noc móc w głębi schować
strofy co tęsknotą ranią
za nieznanym oczom lądem
gdzie się zieleń w błękit wiesza
odbierając sercu troskę
szumem wiatru splin pociesza
nieskończona to historia
zaplątana między wersy
kiedy świt mnie uczy kochać
każdy raz jakby raz pierwszy
- bzdurzanki -
biegnij ze mną w strony dzikie
gdzie winorośl pnie się w górę
ręka w rękę pod chmur szczytem
ominiemy każdą bzdurę
biegnij ze mną i nie pytaj
czemu mam szalone myśli
pnąc się jak winorośl dzika
wciąż próbuję niebo wyśnić
między koszmarami prozy
co finezję w skarbcu chowa
odbierając duszy spokój
rymem rani wszystkie słowa
jakby jej wciąż mało było
tego biegu pod chmur szczyty
tam gdzie dzika pnie się miłość
obiecując wiersz obfity
smaczny jak kiść winogrona
co na ustach soki puszcza
nie pozwala duszy skonać
biegnąc cicho w stronę lustra