WYŚNIONA MIŁOŚĆ
co pewnego lata mi kiedyś się przyśniła.
Może piękna nie była, lecz coś w sobie miała.
Jakiś czar wkoło siebie ciągle roztaczała.
Pamiętam jak chadzaliśmy boso po lesie
i choć igły sosnowe wchodziły między palce,
Czułem wtedy, że jestem prawdziwie szczęśliwy,
jak małe dziecko przy kołysance.
Budowałem dla Niej kolorowe latawce
i puszczałem je /jak w młodości/ jak przy koleżance.
Wówczas dusza ma głośno śpiewała,
a motyli orkiestra do tańca Nam grała.
To ty, tą Panią mego życia i mojej miłości,
Tą, którą spotkałem w swoim pięknym śnie.
Chciałbym Byś żyła przy mnie do starości,
będąc latarnią w tej życiowej mgle.