Listopad
Pierwszego witają nas znicze olimpijskie
zapalone dla tych, którzy wcześniej od nas
dotarli na metę.
Potem wieczorny spacer pośród
labiryntu grobowców,
nad którymi zawisła łuna
opowiadań Iwaszkiewicza.
Nie pomoże migotanie świeczek,
listopadzie. Mroczny, depresyjny,
bezwstydnie goły. Ogołacający
wiatrem i śmiercią przydrożne drzewa,
wierzby straszące
przy starych kapliczkach.
Straszą przymrozki
wywołujące z domów
kłęby dymu - jakby resztki
letnich wspomnień też chciały
uciec do nieba.
Zamiera glob.
Tylko starsze panie
rozpoczynają chałupniczą produkcję
szydełkowych fatałaszków, by zdążyć z kolejnym
szalikiem,
rękawiczką,
sweterkiem
przed świętami.
Byle zdążyć.