W sidłach samotności
Poetka z niej nie byle jaka,
a przyszło jej w poduszkę płakać!
Każdego ranka los pytała:
Kiedyż ja męża będę miała?...
Wielu przystojnych znała gości,
lecz żaden gniazdka z nią nie mościł.
Choć stwarzał miłą sytuację –
znikał, gdy tylko zjadł kolację!
I na nic smaczne gotowanie –
żonami były inne panie.
A ona – sam na sam z księżycem –
przemierza puste już ulice...
I łzy rzęsiste roniąc skrycie,
nadziei szuka, wiary w życie,
i klucza, co na znak miłości
otworzy sidła samotności.
Gliwice 01.10.2007 r.