Niewinność
Ziemia wolno oddychała
Leżałam w mokrej trawie
A deszcz dotykał mi czoła
Nagle twoja dłoń obudziła mnie
Znacząc smugę w deszczu
Nieuchwytna rosa zaczęła wznosić się
Ukosem w szare niebo
Dalej sięgała w zamroczone drzewa
Wyszukałam twoje ramię, by
Ześlizgnąć się po nim w dół
I wtopić w drżące dłonie
Potem mówiłam długo
Obejmując mokre kolana
Aleje szeleściły głosem
Z przemokniętych konarów drzew
Wszystko było takie rozżarzone
Jak niebo przechodzące w złoto
Promienie układały się w schody
Biegnąc ku naszym cieniom
Z głębin nocy czerwcowej
Wyrywała się
Grzeszna melodia oczekiwań
Szeleszczące liście szeptały cicho
W rytm powolnego Nadejścia