Kondukt
Poprzetykana koralikami łez,
z wstydliwie rozmazanym tuszem,
skryta za ciemnymi okularami.
Nieporadna jak gesty
i słowa żałobników.
Krzyczy z bólu,
uwięziona w sarkofagu
powściągliwości,
w niezgodzie na pustkę,
która od dziś,
przelewać się będzie
przez każdy kubek herbaty.
Wszechobecna czerń
przytłacza myśli,
wyostrza wspomnienia.
Nadzieja klęczy u stóp ołtarza
i zostawia ślady wosku na palcach.
Róże i lilje gubią płatki,
opadając z ostatnim pożegnaniem,
w miękkie ramiona wieńców.
Garść piachu, rzucona z łoskotem,
na wieko trumny,
rozbrzmiewa echem ostateczności.
Zaklęty krąg żalu,
trzyma w odrętwieniu
tych, co najbliżej.
Oto on, pielgrzym ku wieczności.
Otul go, by nie czuł chłodu śmierci.