niemnoc
kiedy cisza do drzwi puka
chcąc bezsłowiem barwić wersy
którym noc zabrania słuchać
a ty słuchaj i bądź czujny
dziel się z ciszą ciepłym słowem
niech się nuty wpiszą bujnie
by roztańczyć snów pustkowie
potem z miastem chwyć za dłonie
tajemnicę śpiących okien
za którymi drugi człowiek
barwi ciszę słów potokiem
wyszeptanym w stronę nieba
z piekła które zowią ziemią
w mieście gdzie muzyka śpiewa
w nocnej porze mową niemą
.
kiedy noc mnie mrokiem kusi
i zamyka gwiazdom oczy
ja za skrzydła łapać muszę
by w inkauście pióro moczyć
potem stanąć na bezbrzeżu
parapetu w moim mieście
i odfrunąć hen na księżyc
Twardowskiego spotkać wreszcie
na szabelki spleść się chwilę
w dyskusyji bez poświaty
potem lekko jak motylek
spaść na łóżka cztery kanty
między pościel rozespaną
ciepłym snem jak oddech dziecka
Twardowskiego ostrą szablą
ściąć kołyskę twego serca
i ozdobić ją gwiazdami
skradzionymi czarnej nocy
kiedy księżyc ją omamił
by w inakuście oczy mroczyć
.