Wspomnienia z dzieciństwa - Moja kamienica
Większość z nich pięknie jest odnowionych
Wtem pociąg staje, jakby w przeszłości
I taki obraz w głowie zagościł.
Szare podwórko, obskurna brama.
Od wieków chyba nie odnawiana.
Jacyś miejscowi wino tu pili.
Zbite butelki pozostawili.
Tutaj smród moczu z winem zmieszany,
Oddaje świetnie, klimat tej bramy.
Otwieram ciężkie odrzwia drewniane.
Sam nie dam rady, więc proszę mamę.
Na schodach leży sąsiad pijany.
Twarz w wymiocinach, łeb roztrzaskany.
Wchodzę na górę z mamą za rękę.
Szczur patrzy na nas, poprzez barierkę
Jemu ten odór chyba pasuje,
Po schodach dzielnie z nami wędruje.
Stare zaś schody wydają dźwięki
Tworząc trzeszczący rytm do piosenki
Nasze mieszkanie na czwartym piętrze.
Kran z zimną wodą jest na półpiętrze
I toaleta, dla kilku rodzin.
Kto potrzebuje, tutaj przychodzi.
Latem jest fajnie, lecz w złe pogody,
Gdy zlew zamarznie i nie ma wody,
Nieszczelne okna i drzwi toalet,
Zimową porą nie mają zalet.
W większości okien szyby wybite
Gdzieniegdzie, deską tylko zabite
Wszystko zamarza, jak przyjdą mrozy.
Byle by tylko do wiosny dożyć.
W takiej scenerii się wychowałem.
Dwadzieścia zim i lat, tak mieszkałem.
Gdy dzisiaj słyszę to narzekanie,
Że ciepła woda nie leci w kranie,
Lub drzwi się jakieś nie domknąć nie mogą.
Śmieję się tylko i kiwam głową.
GrzesioR
03-06-2022