Erotyk XI
Tak mocno, aż usłyszysz szepty traw,
Namiętność w nas zadźwięczy, zakołysze,
Jak ciepłem słońca zalany chłodny staw.
Z niej wyplotą się promienie uczuć ciągłe,
Ażeby na wrzecionie czasu wątki pleść.
Aby spragnione ciała się dotknęły wątłe
I żeby pocałunki pierwsze w ciszy nieść.
Bez lęku wyciszeni w naszych ciałach,
Nabierze barwy skóra w mleczny róż.
Od świata pustka odgrodzi nas jak skała.
Od słońca żaru lub gwałtownych burz.
W tych małych miejscach cicholubnych,
Gdzie ptasi śpiew kołysze wiotki strąk,
Jak dwa owady w żądliwościach zgubnych,
Będziemy pili rozkosz z ust i naszych rąk.
Krew rozkosz poniesie nam przez skronie,
Dopóki kos w upojny zasłuchany trel,
Nie powie nam czy miłość w nas zapłonie,
Póki nie skończy, nie oderwie się od drzew.
Dopóki w serca nie wedrze się spełnienie,
Póki miłosny wątek się nie skończy pleść,
Chcę poczuć każde ciała twego drżenie
Oraz siebie cząstkę w twoim ciele mieć.
Chcę czuć jak płynie obok czas miłosny,
Kiedy na parę sekund zapłonie wokół świat.
Widzieć twe lśniące oczy, być zazdrosny;
Chcę patrzeć, czuć jak rośnie święty kwiat.
Kiedy z zastygłej nocy wyjdziesz ukojenia,
Zapomnisz, choć na chwilę szczęsny czas.
Gdy usłyszysz bicie serca, bez wzruszenia
Pojmiesz, że miłość owładnęła i jest w nas.
Zapomnisz próżne ścieżki beznamiętne.
Zasypiesz i zatrzesz swój bezbarwny ślad.
Porzucisz wszystko szare, obce, obojętne,
Aby powrócić z nieczułego w czuły świat.