tak cicho w twoim domu wiecznego spoczywania
znowu spoglądać będziesz
spod kamiennego empirowego postumentu
a na poczerniałej od deszczówki płycie
rozbłyśnie płomień światła
w zastygłym świecie niczym szkatułkę
otworzymy niezapomnienie
spiżowa metryka pokryta zieloną patyną
tak jak zmarszczki
w których jest całe moje życie
wykruszy z szeptów wspomnienie
nie sprzątam liści ani nie prostuję bruzd
bo wiatr je zamiecie
najcieplej wyglądają pisklęta brzozy
drobne złotości niczym obole
pochylam się zostawiam ogień i różę…