Tahira
miała oczy włosy ręce nogi i matkę
która zgodnie z tradycją wypełniała
swoją rolę najlepiej jak umiała
w dniu piątych urodzin w umówionym miejscu
czekał na nią prezent którego nie wyśniłaby
nawet w najgorszym koszmarze
cieszyła się tylko rodzicielka poszło gładko
choć krwi było tyle co przy koszernym zarzynaniu cielaka
próbowała krzyczeć i uciec ale jakie szanse
ma dziecko w rękach trzech kobiet gotowych
na rzeź
umarła wtedy po raz pierwszy
choć walka o przeżycie trwała pięć dni
płakać przestała już wieczorem
zostawiona na odludziu na pastwę losu
czuła się bezpieczniej niż w uścisku
tej której ufała dotąd bezgranicznie
nie rozumiała co właściwie się stało
ale czuła że to najokrutniejsze
doświadczenie z jakim przyszło
się jej pogodzić
z matką nie zamierzała
myślała że uda się już do niej nie wrócić
nigdy nie odezwać lub sprawić
że zniknie pożarta przez dzikie zwierzęta
tak się jednak nie wydarzyło
musiała znosić ją jeszcze do czasu
sprzedaży dalekiemu wujowi który
dla dwunastolatki był starcem budzącym
paniczny strach zamiast pożądania
śmierć druga przyszła bardzo szybko
w noc poślubną
rozerwana pochwa była niczym
w porównaniu do bólu schowanego
na dnie młodzieńczej duszy
której z racji grzesznej natury
nie wolno było decydować za siebie
jeszcze tyle nocy chce zapomnieć
ale nauczyła się kochać
swoich pięciu synów nad życie
u boku mężczyzny obrzydliwego
i bliskiego jak miecz tuż nad karkiem
każdy dzień zaczyna od przekleństwa
Allaha z wyrzutem dlaczego akurat ją
musiał wziąć pod swoje czarne skrzydła
często się modli o brak córki
by nie musiała jej zabić od razu
z czystej i prawdziwej miłości
macierzyńskiej
tak jak obiecała
kwiatom pustyni