Mówię ci ,,Koniec!"
ciężkie, dębowe.
Niechaj mnie chronią,
odchodzę.
Odchodzę z domu bez okien i światła;
Pełnego pretensji i ciągłego przymusu.
Którego ściany wchłaniały strach dzieci
i mój własny.
Lęki uszczelniały go przez wiele lat.
Ich mech wytłumiał płacz i brak akceptacji.
Strach zabarykadował drzwi wejściowe.
Nikomu nie pozwalał uciec.
Nikomu nie pozwalał mówić.
Nikomu nie pozwalał myśleć inaczej.
Nikomu nie pozwalał kochać.
Zamykam drzwi dębowe,
ciężkie, sądowe.
Odchodzę.
Zatrzaskuje je siła ich ciężaru.
Zimna klamka lekko rozstaje się z moją dłonią.
Wystarczyło przestać słuchać lęków.
I uwierzyć, że można inaczej.