Koliba
Józek z Mańką woła Zosię,
żeby biegli razem przywitać Pana.
Chleb wypada zza koszuli,
Mańka się do Józka tuli.
Zosia na nich patrzy i nie wie czemu.
Gwiazda świeci, Zośka w pąsach -
Józek z Mańką, kręci wąsa,
bo się zarost puścił nie wiedzieć kiedy.
Pędzą razem do stajenki
by dzieciątko mieć od ręki.
Zosia tęsknym wzrokiem przepatruje dal.
Czy to strzecha, czy stajenka,
Człowiek się urodzi w jękach.
Będzie radość wielka, tylko Zosiek żal.
P.S.
Taki rwetes jest co roku,
i choć Zośka teraz z boku,
to i ona zajdzie - i od nowa bal.
Może z Józka będzie Józef -
ja tam Zośce dobrze wróżę.
A stajenka czeka, z siankiem jak w sam raz.
