Kapelusz Gombrowicza
płaszcza z flauszu,
kapie deszcz, że niby susza,
a dusza jakaś pełna fałszu.
Uśmiecha się na zewnątrz siebie -
żeby, broń Boże , nie zapłakać -
kiedy się w nieustannym gniewie
psioczy na ziomka (patrz Polaka).
Bo Polak, jaki jest codziennie,
by strawestować postać konia,
na duszę wpływa tak brzemiennie,
gdyż kawał z niego jest nicponia.
Jest zadufany w swej prostocie
i dumny z chamstwa często bywa.
Chciałby światowcem być - w istocie -
a z świata się ponaigrywać.
Kompleks go dławi na kompleksie,
co skromnie ukryć chce bezwstydem,
choć spod skarpetek szarych wiechcie,
"tak panie, w Europę idę".
Choć Europa jest bogata,
w stabilizacji raczej skromna,
to rodak głośny: "nie ma bata",
a głowa jakby mało chłonna.
Nasz pobratymiec nie rozumie,
że może by posłuchać warto -
iż cicho można być też w tłumie...
(daję słowo)...
i tym podkreślać swoją wartość
narodową, luksusową,
narodową