TYLKO MI NIE DAWAJ JUŻ NIC
Tobie dzieci spokoju nie dają.
Na podarki zamieniłeś sanie.
Ciężko musi Ci być Mikołajem.
Co rok mniejsze masz w worku prezenty,
a on cięższy. I cięższy.
Zwisa z ręki ku ziemi, a wąsy
drżący kryją ból w kącikach ust...
Wyprosili Cię święci z nieba:
„Czerwonego tu u nas nie trzeba.”
Pozbawił imienia Cię wschód -
Dziadek Mróz zwie Cię lud. Od lodu,
co igłami kapotę podartą Ci zszywa
tylko zimą, bo latem nie bywa.
Wyrzucili Cię z Niemiec biskupie,
byś katedry nie rozdał biedakom.
i czym Z A K O N jest - znał.
W chałupie
nie zmądrzałeś lapońskiej.
Wierny ren zdechł w uprzęży,
na dworze.
Zorze nad nim palili bóg z mrozem,
Ren Cię czekał i marzł. I marł.
Ty dziś stoisz na rogach ulic,
rozmieniony na sobowtóry,
w zimne rączki wciskając to,
co upadło nażartym nie w śmieci!
I trwać będziesz tak, póki są dzieci,
czekające na Nowy Rok.