NA DNIE CHAŁUPA!
gąbka ściera kurze,
węgorz kinkieci, piła rżnie jak z nut.
Nawet w akwarium
ktoś dzieci na dłużej z żółwiem zostawił
- nierozsądny ciut...
W domu pod wodą zatrzęsienie gości.
Drobniczej tęczy pływa cały strych,
zaś w suterenie pustelnik wymościł
skorupę z gościa, co przyszedł, a znikł!
Rekina lubię,
przy brydżu się stara.
Delfin, choć niezły, bąble puszcza w stół,
a od morświna żaba lepiej grała,
choć z gębą krzywą - tak ją gryzła sól!
Czasami zajrzą stare Latimerie,
nudne jak ichnie dwa miliardy lat.
Na widok babek ukwiał gotów zemdleć
w donicy. Byłej - sam ususzył kwiat!
Miło mi z dorszem, w fotelu rozpartym
zagrać partyjkę, gdy w humorze koń,
bo w złym nastroju, jak osioł uparty
staje gdzie chce.
I nic nie trafia doń!
A przy kominku, gdzie w miejsce polana
syczy mięknący galeony grot,
do kart zasiadam z wydrą na kolanach:
ciepłofutrzaną... Zaspaną jak kot.
Najwięcej śmiechu mamy z albatrosa,
gdzież swego nosa nie wsadzi ten ptak?
Ciężko wiosłując w okno zabulgotał
i z workiem plotek wypłynął . Na wznak!
Pod wodą spokój. Na powierzchni ropa,
pyły, Gemini i ozonu brak.
Głośno i mądrze głosi Europa,
co może w Azji Ameryce dać,
a gdzieś już pewno nowożytny Noe
na Arkę pcha po parze czego chce.
Gotowy raport zanurza się w morze:
„...zginęło, padło, zdechło, czort go wie!”
A ja tymczasem wierzę w politykę,
jedynie słuszną - koncepcję mego dna.
Słowo „osadnik” - końcówki nie liczę,
jakże na dnie - głęboki wydźwięk ma.
Miejsce: Dno
Czas: kompletny brak poczucia