CIERPIENIA MŁODEGO MARKA
Marek zranił uczucia swej kobiety, Sylwii,
Nie po raz pierwszy obszedł się tak szorstko,
Podczas kłótni między kochankami,
Naskoczył na nią jak na burą sukę.
Potem założył na siebie swą kurtkę,
Starą, wytartą, sprzed kilku sezonów,
Poszedł się napić do pobliskiego pubu,
Żubrówka z tonikiem - oto, czego mu trzeba.
Wlał w siebie w sumie siedem drinków tego typu,
Przekąsił sobie flaczków jeszcze ciepłych,
Wyżalił się barmance - Beata jej na imię,
Że ma kobietę-zołzę, co go trzyma krótko.
A Beata kiwała ze zrozumieniem głową,
W międzyczasie myjąc naczynia i je wycierając,
Potem podeszła do Marka i się przytuliła,
Jak gdyby chcąc mu rzec: nie bój się!
Speszony, Marek odtrącił kobietę,
Odeszła, obrażona, w ciemny kąt za ladą,
Marek zapłacił, po czym wyszedł chwiejnym krokiem,
Udał się do pobliskiego parku.
Usiadł na ławce i rwał włosy z głowy,
Alkohol krążył coraz żywiej w jego żyłach,
Żółta żaba żarła żur,
Poczuł, że jest mu ciepło i błogo.
Chciał wstać i wracać do domu,
Lecz nie mógł się ruszyć, tyle miał już wódki
W sobie, siedział więc i czuł, że ból
Rozsadzi mu czaszkę na milion kawałków.
Warszawa, 11 III 2022