Chapeau bas - czyli basista w czapce
Zachwycał Jolkę, Józkę, Basię
tym, że tak ładnie grał na basie.
On, to był facet, ekstraklasa -
basista, co w góralskich lasach
tam, gdzie Polacy nie są cisi,
grał dla Królowej - panny Krysi.
Zawładnął gośćmi aż do cna.
Romantyk basu - chapeau bas.
Chcę się utrzymać w tej narracji -
był mistrzem luźnej dedykacji.
Tym spekulacje wszelkie uciął.
Kto DEDYKOWAŁ? Pucio-pucio.
I za dotknięciem strun (lub stringów)
już wszystkie panie na dancingu
znów mogły marzyć o basiście -
nawet te z mężem (patrz w asyście).
To nic, że śnieg zasypał dworzec
i ów pensjonat znany - "Orzeł".
Wszyscy w napięciu, wraz z basistą,
pijąc tokaje oraz czystą
spotkają miłość na parkiecie,
której u siebie, gdzieś w powiecie,
by nie spotkali - taki szpas.
Tu, co innego, bo ten bas:
"Dla sympatycznej niewątpliwie... " -
że mnie tam nie ma, sam się dziwię,
gdzie woda, góry, śnieg i las
oraz pan Waldek i ten bas.
Minęły lata, pięciolatki i dekady,
a na basistów, Moi Mili, nie ma rady.
Pucio to pojął i przyswoił (był na czasie)
i styl grania dostosował do Joasiek.
Niejeden raut gdzieś pod Reglami rozweselił
anonsem miękkim: "Pucio-pucio dla Andżeli".
Młodzi słuchają rozumiejąc z tego gucio,
że dla basu najważniejszy Pucio-Pucio.
P. S.
Bo i łamaga, w mej osobie, się napasie,
tam na dancingu, na dopingu, przy tym basie.