Morze Słów
na tafli z sopla huragany widziałem
ciemne migotanie przedsionków
i zgaszone światła życzliwych
z brzegu, zgniecionych po horyzont
dawno minionych zobowiązań języka
kilka zerwało się ptaków z krzykiem
i chłód uderzył o kamienne przestrzenie
znowu porysowałem pacierz ciszą
wywróciłem strumienie i potoki
nie wiem, czy da się zawrócić ocean
ale czas spojrzeć prawdzie w oczy
tu oto ja też jestem, jak wy, prawdziwy
podmiot liryczny, płynący na niby
tratwie z powiedzeń sędziwych
tak że trudno cokolwiek wywrócić
w Morzu Słów i może dalej
tak nieść go w nieskończoność
aż powie mu ktoś doskonalej
że skończoność nie istnieje