To miał być zwyczajny dzień.
Nie mam dzisiaj głowy na pisanie wierszy
czego bym nie dotknął wszystko mi się pieprzy.
Zaczęło się wszystko od porannej kawy
wchodzę po schodach i trach ! kubek rozlany.
Biorę szybko mopa by bałagan sprzątnąć
lecz podłoga śliska więc musiałem rąbnąć.
Na domiar złego szkło z rozbitej szklanki
wbiło mi się tam gdzie wszyscy noszą majtki.
Co było dalej ? nie napiszę bo zgroza...
lecz śmiać się zacząłem gdy umilkły słowa.
Ale ze mnie niezdara... cóż ? tak się zdarza
teraz będzie dobrze, kawa znów zalana.
Jestem już na górze... aromat rozkoszny
kładę się na łóżko naglę... jęk żałosny.
Zapomniałem o swej ranie i usiadłem
aż się potem zlałem i z bólu zbladłem.
Jak mam teraz wypić kawę ? na stojąco ?
siadłem więc na jaśku, delikatnie wolno.
Wreszcie piję kawę ach... aromat, jej smak...
nagle ktoś do drzwi stuka i zaś muszę wstać.
Kiedy już w spokoju napić się chciałem
ta wystygła i nową robić musiałem.
Tę wypiłem już bez żadnej przyjemności
obolały i zły ze swej niezdarności.
Już laptop na kolanach i pisać miałem
gdy za oknem hałas, sąsiad kosi trawę.
Nie mogę się skupić gdy ciągłe hałasy
odłożyłem laptop wróciłem do kawy.
Co dziś za dzień ? czy aby nie trzynastego ?
nic się nie układa jak dnia poprzedniego.
Zapaliłem fajkę później zaś zasnąłem
gdy się przebudziłem rześką miałem głowę.
Może chociaż teraz kilka słów napiszę
o swoim poranku, co zdarzyło mi się.
Dzięki tym zdarzeniom wróciła mi wena
choć mnie ciągle d... boli jak cholera.
29-04-2022 r. Rubin.