Do trzech razy
Słane oczom ukochanym
Zmroziły nieopatrznie
Zalążek zdziwionego szczęścia
Gdy żurawie u skraju szarej łąki
Spoglądały z litością
Na kolejny początek
Serc jak dojrzałe poziomki
Ani złotem malowane góry
Ani niebem zdobione jeziora
Nie zdołały zakiełkować
Mną na werandzie wśród drzew
Przytulanych z Tobą gdy pod korą
Otulał je jeszcze zimowy sen
Ze Zdrojów znanych i tych mniej
Z katalpami ocienionych miejsc
Czerpałam zachłannie
Aż zabrakło żaru by ocieplić
Twą nienawykłą dotyku dłoń
Samotny ognik pod migoczącą
Latarnią z chwil życiu wykradzionych
Wabił wzajem zasłuchanych
Od lat nierdzewną połączonych
Pajęczyną wspomnień i marzeń
Serca pod swe skrzydła maleńkie
Przyjął zziębnięte licząc na cud
Zbudził cichym trzepotaniem
Niemiłość jak mur obronny
Niepamięcią kroczący w takt na trzy
Choć lepiej może w rytmie
"Touch by Touch"
Tak pewnie wolałbyś Ty