Piosenka o wierszoklezji
Po cichu, po trochu, po wszystkim
figa z makiem i laurowe listki
zmieniają bieg życia w wytchnienie,
jednym słowem czas na płodzenie:
Księżyców dla wszystkich kochanków,
słońc tyle ile poranków,
domów dla wszystkich bezdomnych,
obrony dla wszystkich bezbronnych,
ciepła serc dla ludzi zmarźniętych,
spojrzenia na pominiętych,
wszystkiego by świat ten naprawić,
smutasów by w końcu rozbawić.
Gdy w twórcy obudzi się licho
po wszystkim, po trochu, po cichu
figowy listek się skruszy
tkwiący w człowieka dnie duszy:
Księżyce znikną kochankom,
słońca wystygną porankom,
bezdomni zostaną bez domów,
bezbronni nieważni nikomu,
serca tak zimne dla ludzi
nikogo nie będą już budzić,
pominięci wciąż pomijani
poczują się niekochani,
smutni smutniejsi od mima
na wszystko będą się zżymać.
Ach zajmij się Panie poetą,
pstryczek choć raz daj mu w nos,
dwa kubki na stole, uśmiechy,
poezja przekuje w raj los.
Niewiele potrzeba, aż tyle?
Jak na to spojrzeć, któż wie?
A księżyc za oknem zamrugał
jak niemy kusiciel i grzech.