dwa światy
okno stąd otwiera się na mnóstwo
zieleni
pulsującej tętniącej
chaotycznej
tutaj wszystko jest przezroczyste albo pastelowe
jak twarze ręce i tafle oczu
słońce wisi nad każdym
łóżkiem
jest prostokątne, wielkości butelki
często tylko do połowy pełne
albo już zupełnie puste
wpływa do krwiobiegu przez przegub
i nadgarstek przezroczystym
flegmatycznym strumieniem
po sobie zostawia
sine plamy
jak po ukąszeniu owada
jedyny kolor przełamujący ogólną
monotonię
drzewa pojedyncze, silne
bezlistne, strzeliste
jak iglice
na każdego przypada tutaj
jego drzewo
piłowane bólem zmęczonych źrenic
niewzruszone i nieśmiertelne
jak śmierć