ale jestem jak Chiroptera zasznurowana czernią
kiedy w mojej codzienności wchodzę pod wodę w kolorze mchu
ubrana w sukienkę w której nawet
na powierzchni i w pełnym słońcu
dusi mnie jej czerń
kiedy budzę się w mroku nocy jak nietoperz
wiszę głową w dół
kim są i skąd się wzięły te uwięzione kawałki we mnie
kim jest mój wewnętrzny nadzorca
jak mogę się stamtąd wydostać zdjąć uwieranie i wyjść na światło
raz zaczesuję na gładko włosy a raz je rozwichrzam
węglem przyczerniam brwi
zawieszam na szyi sznur czarnych pereł
a twarz obandażowuję kirem
zaciskam oddychanie rozszerzam źrenice patrzące w lustro nocy
czuję w nich strach i wzmożoną czujność
czuję niedosłownie artyzm tworzenia sensorycznych szkiców
nie chodzi wcale o malowanie późną godziną
ale o pokątne jakby ukradkiem wtedy.
kiedy wypełni się wszystkie obowiązki wobec dnia
kiedy inni śpią i niczego nie potrzebują
wtedy wolno mi komponować swoją samotność ubierać ją w szeleszczącą taftę szczękać z chłodu
zbierać z mojego nieba gwiazdy a puste miejsca wypełniać marzeniami
analizować skomplikowane eksperymenty behawioralne
wierzyć w percepcję zmysłową rękoskrzydłych sygnalistów
wierzyć że cudzy żar złości tego komu jest w życiu zimno
a cudza swoboda drażni tego komu jest w życiu za ciasno…