*Moja ulica murem podzielona...
— Ernest Bryll
Dla niektórych czas się zatrzymał. Pamiętam jakby to było dzisiaj.
Niedzielny, zimowy i bardzo mroźny poranek. Miasto spało. Wracałam z pracy, i wciąż słyszałam z tyłu głowy, całkiem spokojny głos generała, Ulica, wczoraj tętniąca życiem, dzisiaj jakby zamarła.
Wojna, szeptali nieliczni przechodnie. Spieszyli się gdzieś, może wracali do domu, a może szli do kościoła? Mijałam uzbrojone wojskowe patrole i słyszałam pod ich ciężkimi butami chrupiący śnieg.
Taka piękna zima nadeszła?
Niedaleko mojego bloku znajdował się osiedlowy sklep, weszłam i zamarłam, półki były prawie puste. Pomyślałam... Wczoraj kupowałam przed dyżurem bułki na kolację.
— Co się stało? — zapytałam.
Ekspedientki wzruszyły ramionami.
Wyszłam, domy takie same jak wczoraj, tylko dachy całe w bieli. Jednak, jakieś inne się wydawały tego ranka.
Pod blokiem spotkałam sąsiadkę z psem, który zawsze szczekał radośnie na powitanie, a teraz jakby zatracił głos.
Bronek, osiedlowy menel podszedł do nas, zagadując:
— Panie kochane, koniec świata, piwa zabrakło, a ja mam Saharę w gębie, byłem u Makrelki na Sienkiewicza, ale sklep zamknięty na cztery spusty. Wojna, wojną, ale żeby piwa zabrakło. — Zamyślił się.
Doszedł starszy pan i ze smutkiem w głosie wyszeptał:
— Tutaj, przy ulicy Głębokiej, podczas II wojny światowej... Zostałem zaciągnięty na front. Czy dzisiaj też się tak stanie? — zapytał.
Nikt z nas nie znał odpowiedzi. On kontynuował:
— Z okna widziałem, że na placu jednostki wojskowej coś się dzieje, stoją czołgi, wozy bojowe i więcej wojska niż zwykle.
Miasto powoli budziło się do życia, a ja myślałam, jakiego życia?
Co przyniesie jutro? Byłam w dziewiątym miesiącu ciąży...