Jeszcze jedno wspomnienie z PRL-u
Długo żyliśmy
w kraju salcesonu,
popsutych neonów
i hałaśliwych zsypów
na śmieci.
Muzyka Mozarta
wypływająca z radia
na podwórko blokowiska
była jak jaskrawo ubrana
cyganka,
tańcząca na łące
pełnej wyschniętych
ostów.
Porcje piękna
nie były racjonowane,
więc walczyliśmy o nie,
jak wygłodzone wilki
albo spoceni bibliofile,
polujący na książki
i płyty spod lady.
Rozmowy
o malarstwie Moneta
i klasycyzmie wiedeńskim
nie brzmiały poważnie,
bo w pamięci
kołatał się
niedawno kupiony śledź
zawinięty w szary
papier.
Hymnu
do socjalistycznej brzydoty
nie umiem napisać,
a tamtych dni
nie da się
pokolorować,
nawet najbardziej
poślinioną
kredką…