Światło w Klepsydrze
jak łzy, co spadają bez krzyku w rozpaczy.
Nie jest to koniec, to tylko przejście,
cisza, co rodzi początek w bezczasie.
Żył, był i odszedł, ale nie zniknął.
Informacja trwa — w spojrzeniu i w słowie,
w pamięci co wieczna, nie znając grobu.
Śmierć nie jest ścianą, lecz drzwiami bez klucza,
za nimi życie zmienia kształt duszy.
Klepsydra żałobna nie mierzy już końca,
lecz drogę, którą dusza podąża samotnie.
Ziarna spadają, każde to imię,
każde jest śladem, co czas nigdy nie zmyje.
Bo samo istnienie to więcej niż ciało,
to światło w ciemności,
co w innych trwa wiecznie.
W milczeniu drży przestrzeń pomiędzy chwilami,
jak echo, co wraca z głębin nieznanych.
Nie jest to cisza, lecz szept istnienia,
co z ziarna pamięci tka przeznaczenie.
Czas nie zatrzyma światła w spojrzeniu,
choć ciało odpłynie w cichym milczeniu.
Bo dusza nie zna granic materii,
jej ślad wciąż żywy — w myśli, w eterze.
Niechaj klepsydra sączy wspomnienia,
jako modlitwę bez słów, bez imienia.
Niech każde ziarenko, co spadnie w dół życia,
będzie jak serca ból niewypowiedziany.
Ale też światło, co w mroku tli się nieznacznie,
co mówi:
On był.
On żyje.
On śni.
Jest martwy wciąż żyjąc.
Bo śmierć nie jest końcem, lecz drogą bez końca,
gdzie czas nie istnieje, a dusza jest święta.