Nad ranem...
- Zbieraj manatki, pójdziesz ze mną.
- Dokąd? - Na cmentarz, skoro ciągle
narzekasz, że dłużej tak żyć nie chcesz.
- Nie strasz, bo wykorkuję na serce.
Nie łap mnie za słówka, tak tylko się mówi.
- Niech ci będzie, tym razem odpuszczę,
kiedyś przekonasz się na własnej skórze,
że ze mną żartów nie ma; więc:
„Nie wywołuj wilka z lasu”
Żyj, jak Pan Bóg przykazał, na rzeczywistość
się nie obrażaj. Nie ustawiaj dzieci po kątach,
na żonę nie narzekaj; nie jesteś aniołem.
Zmieniasz się w potulnego baranka, gdy
na rauszu wracasz do domu nad ranem.
We śnie, wymachując rękami, zawołał:
- A kysz, zjawo ! Mam dla kogo żyć!
Mam na utrzymaniu rodzinę i willę
z ogrodem.
Zaspana żona, widząc przerażone oczy,
chwyciła męża za ramię: - Nie krzycz,
bo obudzisz dzieci; jak zaraz nie wstaniesz,
spóźnisz się do pracy...
Podczas usuwania zarostu, chwalił się
do lustra, że ma śliczne mądre dzieci
i wspaniałą żonę.
Wydał z siebie okrzyk zadowolenia
"carpe diem", po czym stracił humor,
bo zaciął się w brodę.