Noc w Chałupach
Biały atłas pościeli, niedbale rozrzuconej na podłodze, połyskiwał w blasku księżyca, a ona, niczym ofiara, spoczywała na niej bez ruchu. Zgrzyt nożyczek, cichy i podniecający, przesuwał się po jej sukni, rozcinając materię, odsłaniając fragment po fragmencie alabastrową skórę. Zmysłowe ciało, dotąd skryte, teraz wystawione na wzrok, na dotyk, na nieznane.
Muzyka, delikatna i intrygująca, wypełniała pokój. Jego palec, niczym pędzel artysty, kreślił na jej plecach ścieżki podniecenia. Odczuwała dreszcz, dawno zapomniany, dziewiczy. Każdą komórką ciała chłonęła tę nową rzeczywistość, niepewną, ale zarazem kuszącą.
Pierwsza kropla, lodowata, nagła, spadła na jej łopatkę, jak znak ostrzegawczy, zapowiedź czegoś niezwykłego. Druga, sunąc po jej plecach, rozbiła się na tysiące drobnych iskier, docierając do intymnych sfer. Pytanie, wypowiedziane szeptem, drżące, wisiało w powietrzu.
‘Co to jest...?’
Jego głos, spokojny i opanowany, odpowiedział: ‘Woda...’
‘Po prostu woda?’
Woda... Zwykła, prosta, ale w tym momencie pełna tajemnicy. Woda, która miała przynieść ukojenie czy zapowiedzieć burzę? Woda, która miała zmyć dawne ślady czy zapisać nowe rozdziały w jej historii? Oczekiwanie, ciekawość, niepewność i zaufanie - wszystko to mieszało się w niej, tworząc niezwykły koktajl emocji.
Uśmiechnął się, a jego oczy, ukryte dotąd w cieniu, błysnęły. Z wolna, z rozmachem, zrosił jej drżące pośladki, chłodną intrygującą cieczą, która niczym żywy atrament, rozlewała się po alabastrowej skórze. Biały jedwab, spragniony, zachłannie wchłaniał wilgoć, oblepiając jej kształty, podkreślając linię bioder.
Odpływała... niczym w sen, w otchłań delikatności. Czuła się jak dawno niepodlewany kwiat, nagle napojony, odzyskujący witalność, łapczywie budzący w sobie namiętność. Biodra same, zmysłowo, poruszały się w rytm muzyki, która oplatała ją niczym jedwabna nić.
‘Dotknij mnie...’ - wyrwało się z jej ust, ale on milczał.
Wtedy, na skąpej tkaninie, która otulała jej pośladki, poczuła coś więcej. Lekki, niemal niezauważalny dotyk, który rozpalał zmysły. Coś przyjemnego, sunącego po niej, zataczającego wymyślne kręgi, mozaiki, ścieżki, prowadzące do nieznanego, upragnionego kształtu. Płynął po niej, zostawiając ślad pożądania, zapowiedź czegoś więcej, obietnicę rozkoszy, która dopiero miała nadejść. Każda sekunda, każda nuta muzyki, każdy dotyk, zbliżał ją do upragnionego spełnienia, do momentu, w którym woda przestanie być tylko wodą. A z ust wydobędzie się subtelny jęk.
~ Pióro Amora ~
© XII.VII.MMXXV