Przed i po
kiedy zawisa konieczność podróży,
wspomnienia zerwać, zanim przekwitną,
jest piękne, chociaż czas im nie służy.
Chwile spełnione przecież marzeniem,
przesypią się potem w pamięć ulotną.
Więc aby zdążyć, trwam z uwielbieniem,
zadeptując czasu wstęgę powrotną.
Jak linoskoczek na rozpiętej linie,
przeplatam gładkie kamyki w dłoniach.
Chwytam ulotne, wcześnie zrodzone,
nim się rozpłyną w cichych agoniach.
Jak kolekcjoner skrzętnie wybieram,
przesłaniam z wiarą to, co doczesne.
Układam w głowie misterny zegar,
który zagłuszy godziny bolesne.
Wszystkie niepamięć i tak rozmyje,
więc nim odejdą, gdy dzwon zadzwoni,
spadnie kotara, która przyszłość kryje,
zamknąć je pragnę jak kamyki w dłoni.
Zatrzymać chwile jak ptaki lecące,
gdy czasu igła przesuwa się stale,
jest jakże trudne, lecz tak kuszące,
że przy nich trwam zawsze lub wcale.