upadek
wypadłam z półki barwionych treści
na słowa ostre . twarde jak kamień
których nie mogę w sobie pomieścić
zdzieram kolana próbując dalej
wpaść w snów kolory ciepłem poczęte
choć zamrożone gniewem mam usta
serce pulsuje nadzieją jeszcze
a dłonie krwawią o krawędź lustra
wypadłam nagle i leżę cicho
cicho cichutko . ciężar mam w oczach
a kamień szepcze: przed tobą przyszłość
weź w dłonie pędzel wymaluj obraz
w którym kamieniom skrzydła urosną
na miarę rzeźby barwionej światłem
słów które pachną chlebem i wiosną
póki co . leżę spokojnie na dnie
.
jest takie miejsce i ja w to wierzę
że kiedyś znajdę wejście do świata
gdzie każdy moment jest sakramentem
wolności duszy i lotu ptaka
zapętlonego w piękno bez miary
co karmi oczy uczuć pejzażem
miękkich konturów niespodziewanych
w przestrzeni wolnej od złych wydarzeń
jest takie miejsce i tylko jedno
daje ci szansę na ocalenie
tego co pisze w tobie epilog
a całą resztę kryje w milczeniu