O obrazach Zdzisława Beksińskiego
Nie wierzyłem
ani w posklejane
w socjalistycznym blokowisku
potwory,
ani w geometryczne otchłanie,
zbyt papierowe,
jak na prawdziwą rozpacz.
Ze zwisania
nad teoretycznymi przepaściami
uczyniłeś sobie niedrogie hobby,
a na pytania
w telewizyjnych wywiadach
o puste oczodoły twoich obrazów,
odpowiadałeś
wzruszeniem ramion
i inżynierskim uśmiechem.
Tryumf twojej sztuki
mnie nie dziwi,
tak jak nie dziwi piękno,
któremu zachciało się w końcu
odwrócić plecami
do hałaśliwej gawiedzi.
Umierałeś tandetnie,
wykrwawiając się
od ciosów rabusia,
bez muzyki i zachodów słońca,
a nie dam gwarancji,
że obyło się bez odgłosów
zsypu na śmieci
i skrzypiącej windy.