podmiejska kolejka
w podmiejskim pociągu bez pośpiechu
stukot kół usypiał rytmiczną melodią
zero kontaktu martwa kontemplacja
mrugali powiekami w pędzie umykała
sekunda za sekundą minuta minutą
z rumieńcami na policzkach
zachłyśnięci sobą jak w kadrze
tęsknili za wiatrem na zalewie
długą samotną gałązką
tryskającą ulotnymi barwami
wyalienowaną z pożółkłych konarów
lekką pieszczotą co mami zmysły
spowijała ich jesienne zaloty
owijała się wokół szyi
jątrzyła wzrok złotem i czerwienią
szukała miejsca na przetrwanie
ciepło ciała najlepszą przystanią
drobne listeczki z cicha
szeptały minęły dni lata
zachowaj nas w zielniku
w tajemnej skrytce przed obcymi
zapamiętam jesienne wieczory
w złotą ramkę oprawię
pocałunki i westchnienia
lekarstwo na słotę
dni okrojone ze snów
Bożena Joanna
Wrzesień 2021