zwierzenia
przez zielony szpaler sączy się światło słoneczne
krople lekkiej mżawki migają kolorową poświatą
nie ma śladu wilgoci na listkach
dostrzegam czterolistną koniczynkę
lekarz wymienia nazwę choroby
po łacinie francusku i angielsku
bezwiednie powtarzam wyrazy
dbam o staranną wymowę
odpręża mnie to ćwiczenie leksykalne
nieodrobiona lekcja ze słownictwa medycznego
nie przykładałam się do mowy rzymian
nurtuje mnie myśl jak przetłumaczyć te słowa
na włoski hiszpański portugalski
zawsze pragnęłam odkryć tajemnice języków romańskich
czy starczy mi czasu na odrobienie zaległości
drażni mnie każdy dotyk przymykam powieki
drgają cząsteczki powietrza
śmigło samolotu w ruchu chcę dobiec do trapu
bezsilne ramiona trzymają w miejscu
silniki grają piątą symfonię patetyczną
fruwające nutki rozpływają się we mgle
płynę po jeziorze w wyżłobionym czółnie
istne perpetuum mobile
w ręku trzymam wiosło
nie czuję wysiłku ani oporu wody
płochliwa czapla nie reaguje
czarne łabędzie tworzą korowody
puchate stworzenia poruszają się powoli
nie zwracają uwagi
czyżbym była zjawą
wysmukłe wejmutki wdzięcznie
poruszają gałęziami w serdecznym uśmiechu
ominęła cię wielkim łukiem koścista dama
drwal też nas zaoszczędził trwamy nad jeziorem
nie zamieniłyśmy się w maszty
czytam swobodne uwagi
nakreślone ozdobną arabiką
nie wymieniłaś nazwy stacyjki
może ja tam byłem
giną fantazyjne litery
na monitorze mrugają krzywe linie
błyszczące jak barwy na japońskim plakacie
nigdy nie lubiłam geometrii ani wykresów
łagodny głos szepcze
strach ma różne oblicza
jesteś dzielna
Bożena Joanna