Nocna podróż
Zmęczenie w dłoniach, porcelanowym ptakiem,
kruchy, cichy, gotowy ulecieć w sen pragnę,
w noc z aksamitnego brzegu, które
płynie przez miasto, w mgle bez spokoju.
W porcelanowym śnie, co płynie przez ciszę,
niosę siebie ostrożnie, jakby świat był z mgły.
Każdy krok to nuta, każdy oddech — wspomnienie,
co nie chce zgasnąć, choć noc już śni.
Cisza to stara pianistka,
gra na klawiszach myśli moich, zaś
nuty spadają na asfalt jak liście,
każda z nich wspomnieniem, które nie chce zasnąć.
Latarnie — strażnicy zapomnianych marzeń,
rzucają złote nici na puste ulice,
a dusza, jak pasażer bez biletu,
siedzi obok mnie i patrzy w ciemność.
Muzyka sączy się jak wino z rozbitego kieliszka,
delikatna, krucha, pachnąca snem gdzie
jadę powoli, jakby każda sekunda była porcelaną,
którą trzeba nieść ostrożnie, by nie pękła.
Szum wiatru to szept starego poety,
który opowiada mi o miłości,
co kiedyś mieszkała w tym mieście,
a teraz śpi pod brukiem.
Nostalgia — to ptak z papieru,
unoszący się nad dachami wspomnień.
Spokój mój to ocean zamknięty w kropli rosy,
która nie spadł jeszcze z szyby.
A gdy już wszystko ucichnie w aksamicie,
i ostatnia latarnia zgasi złoty cień,
zostanie tylko ptak z papieru na szybie,
i ja — w kropli rosy, co nie spadła w dzień.