W jaskini lwa - H.H przypadki V
[———————————————————————]
Imię, Nazwisko: H.H
Pseudonim: -
Wzrost: Znaczny
Cera: Bardzo blada
Włosy: ciemne
Cechy charakterystyczne: Znaczne blizny na prawej stronie twarzy, chodzi o lasce.
Zalecamy nie zbliżać się do wampira, a jedynie zadzwonić na numer Urzędu do Spraw Likwidacji Stworzeń Okołoludzkich: XXX XXX XXX
Ostatnio widziany w : XXX
Podpisane:
Najwyższy Przywódca Rady do Spraw Stosunków Międzygatunkowych:
Komandor F.J
co poczuła D.O, widząc mnie ponownie.
Ulgę? Gniew? Strach?
Jej twarz nie wyrażała niczego.
Na ramieniu trzymała ubrania,
które położyła na krześle,
stojącym przy białym biurku.
Wyraziła nadzieję
na moje dobre samopoczucie,
ale nie patrzyła mi w oczy.
Mówiła spokojnie,
jakbym nie siedział półnagi,
z jej znajomym leżącym na łóżku.
Podeszła do mnie
i pocałowała mnie w policzek.
,,Mogło się zdarzyć,
że się za panem stęskniłam, profesorze”.
Szepnęła, oddalając się.
Mężczyzna zerwał się i pobiegł za nią.
Podniosłem się i przyodziałem.
Ubranie nie należało do mnie,
było zbyt nowe na to,
by ktokolwiek je ubrał,
ale ktoś idealnie dobrał rozmiar.
Czarny materiał garnituru
był wysokiej jakości, matowy,
zupełnie taki sam,
jak ten noszony przeze mnie.
Nawet znalazłem ukrytą kieszeń,
którą zwykle wszywałem.
Wyszedłem z pokoju,
zamykając za sobą drzwi.
Moje bose stopy
nie wydawały żadnego dźwięku,
gdy zatapiały się w długowłosym dywanie,
barwy wina.
Jasna tapeta z motywem drobnych liści
ciągnęła się od podłogi,
aż po pomalowany na biało sufit.
Na ścianach wisiało kilka obrazów,
przedstawiających krajobrazy gór.
Oprócz sypialni dla gości,
na piętrze znajdowały się
jeszcze dwa pomieszczenia.
Prawdopodobnie jednym z nich
była główna sypialnia.
Przeznaczenia drugiego
nie mogłem się domyślić.
Z parteru dobiegały dźwięki
typowe dla ludzkiego życia.
Kilka głosów mieszało się w rozmowie
i choć nie mogłem jeszcze rozpoznać słów,
byłem pewien, że to D.O.
i jakaś inna kobieta.
Skierowałem się ku nim,
uważając, by nie potknąć się
o dywaniki położone na schodach
z jakiegoś niezrozumiałego powodu.
Parter był urządzony minimalistycznie.
Kuchnia połączona z jadalnią,
gdzie jedyną granicę stanowił blat,
a ściany pokrywały pastelowe kolory,
oraz salon, gdzie główną ścianę
zajmował kominek,
w którym zamiast wkładu, lub drwa,
umieszczono grube świece.
Stały tam wygodne, niebrudzące się fotele,
oraz sofa z tego samego materiału.
Właśnie tam, tuż obok okna,
stała D.O i rudowłosa,
wysoka kobieta,
o surowym wyrazie twarzy.
Podszedłem do nich,
skinąwszy głową mojej uczennicy.
Kobieta przywitała mnie jedynie suchym
,,Profesorze”
Poprosiłem, by zwracała się do mnie
po imieniu, ale wydawała się to ignorować,
zbyt wpatrzona w moje blizny.
Ująłem jej szczupłe palce,
a ona zdawała się otrząsnąć z szoku.
Przedstawiła się jako J.O, matka D.
Jej ton sugerował,
że nie pała do mnie sympatią.
Wybrałem więc najlepszy
z moich uśmiechów
i nałożyłem go jak płaszcz.
,,To zaszczyt panią poznać.
Wydaje mi się, że pani córka
odziedziczyła błyskotliwość po pani”
puściłem jej dłoń,
a ona posłała mi niechętny uśmiech.
Zasugerowała, że wydaję się
zbyt uprzejmy na nasze czasy.
Odwróciłem wzrok,
wiedząc, że wywoła to matczyne uczucia.
W tym momencie
do pokoju wszedł mężczyzna,
niższy ode mnie o półtorej głowy,
opalony i blondwłosy.
Zostałem ponownie przedstawiony,
a on uścisnął mi dłoń,
o tą niezbędną,
by przekazać podejrzliwość,
odrobinę.
Zapytał, czy będę obecny na ślubie,
co J natychmiast potwierdziła.
Wydawała się
niemal oburzona jego pytaniem.
D przewróciła oczami
i pociągnęła mnie do kuchni.
Podpowiedziała mi wymówkę
do pozbycia się
niezbyt przyjemnego towarzystwa
jej rodziców,
mówiąc, że muszę być spragniony.
Przytaknąłem, łapiąc w lot, o co jej chodzi.
Podążyłem za nią,
obserwując jej napięte plecy.
Gdy tylko weszliśmy do kuchni,
powiedziała, że wychodzi wkrótce za mąż
i, nie pozwalając mi zabrać głosu,
wyszeptała:
,,Mój narzeczony wie o mojej chorobie,
to on pana nakarmił.
Nie kocham go,
ale to dobry człowiek”.
Jej oblicze równie dobrze,
mogło być wykute z lodu.
Zastanawiałem się,
czy to, że jest niechętna małżeństwu,
wiąże się z tym człowiekiem,
czy samą ideą.
Przerwałem rozmyślania,
gdy podała mi
lekko wyszczerbioną szklankę.
Rysa była niewielka,
jakby ktoś uderzył nią o inne naczynie.
Uśmiechnąłem się z wdzięcznością,
po czym zamoczyłem usta.
Woda tutaj była dziwnie słodka,
jakby coś do niej dodawano.
Cały dom był właśnie taki.
Coś z nim było nie tak,
był kompletnie nie w stylu D.O.
1 - https://www.twojewiersze.pl/pl/wiersz,cDFDNSI4IzckNFs2VDZXNi8wTDk
2 - https://www.twojewiersze.pl/pl/wiersz,UTEnNXI5RTVPNVU3SjFAM0UxJjI
3 - https://www.twojewiersze.pl/pl/wiersz,RDFXNVU5OjYxMV8wNDl7NV05JTU
4 - https://www.twojewiersze.pl/pl/wiersz,JDFvNXs5MjZ9MVcyQzVUMVQwVzc
Następna: Wampirzy Bal