Kolor śmierci
Nie może być przecież biała
Wyglądałaby zbyt czysto
A przecież nie ma nic brudniejszego
Od miecza
Pistoletu
Raka
Czarny do niej też nie pasuje
Nie zawiera w sobie aż tyle mroku
Wyciągnie czasem pomocną dłoń
I powoli zaprowadzi czerwoną ścieżką
Do Elizjum
Z pewnością nie nosi też błękitnych szat
Za blisko byłoby jej do Nieba
A ona zapiera się mocno nogami
Ani myśli ulecieć z Ziemi
I zamieszkać na obłoku
Tam byłaby samotna
Pośród nieśmiertelnych
Śmierć jest przezroczysta
Czasem łączy się z wiatrem
Pędzi wespół z iskrami
Na grzbietach najad wędruje wśród fal
Lub tańczy pod ziemią ze sturękimi
Śmierć jest przezroczysta
Czasem tylko
Gdy ubrudzi ją krew
Da się dostrzec jej twarz
Spokojną i gładką
Z pogodnym uśmiechem
Śmierć jest przezroczysta
Najbliżej jej wtedy do ludzi
Gdy poczujesz dziwny spokój
Ostatnią kropkę w epilogu
Lub zimną stal na karku
Jest obok