Do siebie wrócę
popatrzę w niebo i spojrzę w dal,
bo pewnie jutro znów się zasmucę
i znowu do snu utuli żal.
Lecz dzisiaj jeszcze łzy gorzkie zetrę,
by nie zgasiły blasku do cna,
różę czerwoną we włosy wepnę,
wsłucham się w ciszę, ile się da.
W sercu kamienie ciągną mnie na dół,
lecz kiedyś spadną, zdarza się tak,
i znów polubię ten ziemski padół
i los mi poda przyjazny znak.
Karmi mnie spokój, choć wszystko pędzi,
ja trwam cichutko jak polny kwiat,
i chociaż życie bólu nie szczędzi,
trzymam na dystans cały ten świat.
Jeszcze na chwilę do siebie wrócę,
żeby opatrzeć każdą z mych ran,
z losem się nigdy już nie pokłócę
i przyjmę wszystko co ześle Pan.